Po
raz pierwszy tu był. Zerknął na mały dom malujący się wśród
drzew. Przed bramą raz już był. Gdy Dominika postanowiła wyruszyć
z nim. Teraz był po drugiej stronie płotu i zjadał go strach.
Czemu on dał się na to namówić? Czemu? Bo ona prosiła, błagała.
Bo to jej mały Krzysio się żeni. A ona nie mogła przecież
odpuścić sobie najważniejszego dnia dla jej brata. On sam nie
rozumiał swojego strachu. Nie wrócili do siebie oficjalnie. Ale po
raz kolejny każdy widział ich wszędzie razem. Zatrzymał samochód
i dostrzegł jak z budynku wychodzi jakaś kobieta. Dominika
odwróciła do niego wzrok. Westchnęła.
- Gotowy na nasze
pierwsze spotkanie z moją rodziną? - mruknęła. Wziął głęboki
wdech.
- Ty też nie byłaś tu od dnia w którym pojechałaś ze
mną?
- Raz. Ale tylko by ich przeprosić. Jak mówiłeś –
złapała jego dłoń – Robię to dla Krzyśka. Oni nie rozumieją
moich wyborów – dodała. Uśmiechnął się blado i odpiął pas.
Po co on brał ten samochód? Widziała jak oczy jej mamy się
rozszerzają. Widziała jak woła swojego męża. Mężczyzna wyszedł
z domu i potarł swoją brodę. Charakterystyczny znak, że coś mu
się nie spodobało. Wysiadła powoli. Poczuła jak zesztywniały jej
mięśnie. Bała się jak jasna cholera. Kilka lat temu wyszła z
domu i nie powiedziała nic. Widziała się z nimi tylko raz. Zero
kontaktów, zero rozmów. Wraca jakby ze skazania. I to z mężczyzną
swojego życia. Poczuła jak łapie ją za rękę. Zacisnęła palce
by wiedział, że jest. Zamknęła oczy czując jak tonie w ramionach
matki.
- Dominisia – szepnęła – Boże jak się ciesze, że
tu jesteś – odparła gładząc ją po głowie. Poczuł jak do jej
oczu cisną się łzy. Zawiodła ich. Wiedziała o tym od dnia gdy
wyszła z jego mieszkania. Bo co miała ze sobą zrobić?! Zaczęły
zżerać ją wyrzuty sumienia. Że to nie tak. Że źle zrobiła.
Teraz jest tu.
- Przepraszam – mruknęła
- Nic się nie
stało. Myślałam, że będziesz nas... - urwała – Nie ważne.
Dobrze, że jesteś... cie – odparła przenosząc wzrok na jej
towarzysza. W dalszym ciągu trzymał jej dłoń.
- Pozwólcie,
że przedstawię wam Patryka – oznajmiła. Kobieta ściągnęła
brwi przyglądając się mu w skupieniu. Dostrzegła każdy tatuaż
na jego ręce lub szyi lub dłoni. A on poczuł jak nogi odmawiają
mu posłuszeństwa. Źle zrobił.
~*~
Siedzieli na werandzie
rozmawiając z Krzyśkiem. Marcin na szczęście miał dotrzeć jutro
na samą ceremonię. Weronika została zabrana przez koleżanki na
wieczór panieński. A młodszy Lijek postanowił zostać z Dominiką
i Patrykiem w domu. Ile się nasłuchał na ich temat. Sama Lijewska
powiedziała mu, że gotowa jest na ich krzywe spojrzenia i
komentarze. Ale wiedział, że nie będzie przygotowana na słowa
ojca.
- Nie zepsuję ci wesela synu. Ale po prostu później nie
chce widzieć jej w jego towarzystwie. Nie chce jej widzieć więcej.
On wygląda jak z kryminału a ten samochód albo ukradł albo kupił.
Lecz pieniądze nie były legalne – odparł klepiąc go po
ramieniu.
- Nie rozumiem ciebie – Krzysiek wstał – Nic jej
nie powiem. Ale jakim prawem nadal krytykujesz ją za to co robi.
Zresztą wiem, że to nic nie zmieni – dodał wychodząc. Słyszał
tylko strzępki rozmów między rodzicami. Skreślili swoją córkę.
Myślał, że są tolerancyjni. A jednak. Nie zaakceptowali jej
partnera. Zresztą nikt z nich nie wie co się dzieje między nimi.
~*~
Przechodziła
do łazienki. Cały dom już spał. Ona jakoś nie mogła znaleźć
sobie miejsca. Tu wszystko ją zaskakiwało. Szła cicho chcąc dać
innym troche spokoju i snu przed jutrzejszą ceremonią. Jak się
czuła? Nieswojo. W rodzinnym domu czuła się jak intruz, jak ktoś
kogo nikt tu nie chce. Jak insekt, którego trzeba zgnieść. Jak
niepotrzebną rzecz, której można się pozbyć. Zacisnęła zęby
czując jak panika zasiewa się w niej . Zeszła na dół i zerknęła
na zapalone jeszcze światło w salonie. Zatrzymała się na schodach
słysząc tylko strzępki rozmowy.
- Daniel przesadziłeś w
czasie rozmowy z Krzyśkiem. Wiesz, że on jest bardzo za Dominiką -
usłyszała pełen dezaprobaty głos matki
- Przestań. Pojawiła
się tu z tym … kimś. I myślisz, że co? Od tak zacznę ją tulić
do siebie i mówić, że się cieszę? - ironię w głosie ojca
wyczuwała na kilometr.
- To twoja córka!
- Nie mam córki! W
dniu w którym wsiadła w jakiś samochód i wyjechała Bóg wie
gdzie, i Bóg jeden wie co się z nią działo przez siedem lat
przestałem mieć trzecie dziecko. Przestałem być dla niej ojcem! -
to usłyszał chyba każdy w tym domu. A ona poczuła jak coś wbija
się w jej serce. Jak zimny sztylet przeszywa ją na wskroś. To
mówił jej ojciec? To mówił człowiek który był dla niej przez
tyle lat autorytetem? To mówił... Zacisnęła zęby czując jak łzy
cisną się do jej oczu.
- Przestań. Usłyszą nas jeszcze! -
strofowała go matka – Tak, popełniła błąd. Bo uciekła ale
pamiętasz jak zachowywałeś się gdy stanęła w drzwiach?!
-
Marcin sam ci powiedział, że nie chce wracać. Sam ją znalazł a
ona stwierdziła, że z tym kimś jest jej dobrze! Pamiętasz! -
warknął ze złością.
- Nigdy nie traktowałeś jej poważnie!
A dlaczego? Bo nie poszła w ślady Marcina tylko zajęła się czymś
innym! Nie miała nic wspólnego z twoim ukochanym sportem! A to cie
boli! Tak związała się z tym człowiekiem, ale miejmy nadzieję,
że zmądrzeje. A jeśli to jest ten sam facet dla którego wyjechała
to módl się, żeby nic głupiego wtedy nie zrobiła- wysyczała
kobieta. Dominika miała dosyć. Miała ochotę zniknąć. Po co?!
Otarła łzy o kant koszulki i odwróciła się. Właśni rodzice
właśnie powiedzieli jej co o niej sądzą. Jak to możliwe?!
Podniosła wzrok i spojrzała na Krzyśka. Stał na szczycie schodów
i kręcił głową. Spuściła wzrok.
- Domka proszę...
-
Spoko. Na złość im i dla ciebie Krzysio. Nie wyjadę – podeszła
do niego – Będę z tobą w najważniejszym dla ciebie dniu –
szepnęła i poczuła jak silne ramie brata otacza ją. Co czuł?!
Tylko wściekłość.
-----------------------------
A wiecie, że zostały nam dwa rozdziały? To już wiecie...
Smutno mi jakoś
Smutno mi jakoś