sobota, 26 października 2013

Cztery

Zapadła między nimi cisza. Dominika oddychała głęboko wpatrując się w jego kawowe tęczówki. Zapytał. A ona wyglądała jakby miała wybuchnąć. Widział po jej zachowaniu, że się zmieniła. Że coś ją odmieniło. Ściągnął brwi. Migała się od odpowiedzi? 
- Jesteś... - rzuciła niskim głosem – Jak możesz?! Jak mogłeś wtedy? Jak mogłeś zachowywać się od tego dnia jakby nic się nie stało? Przecież zginął twój syn, nasze dziecko – rozpłakała się – A ty zachowywałeś się jak nieczuły łajdak. Jakby Jakub ci tylko przeszkadzał – warknęła ze wściekłością. A on poczuł jak obrywa w żołądek. Poczuł ogromny ból i wściekłość. Ból na wspomnienie o dziecku a wściekłość na nią. Za to, że uważała go za zimnego drania. Miał uczucia i ma nadal. Ale nie mógł wracać do wspomnień o Kubie. Bo płakał jak dziecko. Jeden dzień zabrał mu część jego. Oczywiście, że bolało go to. Ale przecież, ze względu na nią nie mógł tego pokazać. Nie mógł jak ona zwinąć się w kłębek i płakać do poduszki. Musiał być dla niej oparciem. Musiał patrzeć na nią i nie wspominać najpiękniejszych dwu lat swojego życia. Musiał odciąć się. Musiał... 
- Nie mów tak – mruknął – Nie wiesz co czułem wtedy. I co czuję teraz – syknął ściągając brwi. Odwróciła się od niego. 
- Zostaw mnie – rzuciła wycierając łzy rękawem. Westchnął i podszedł do niej. Wyjaśnią to sobie dzisiaj albo nigdy. Bo widzi jak zgorzkniała stała się. Złapał ją delikatnie za ramiona i odwrócił w swoim kierunku. Zaskoczona spojrzała na niego. 
- Kochałem tego dzieciaka. I nie posiadałem się z radości, że będzie nas troje. Snułem plany kim będzie. I jak bardzo odmieni nas. Jednak ten wypadek sprawił, że wszystko pękło. Nie płakałem przy tobie. Nie mogłem. Musiałem teraz skupić się na tobie. Żeby i drugiej części mnie, nikt mi nie zabrał – mruknął. Wpatrywał się w jej oczy uparcie. Płakała. A on pozwolił jej na to. Kochał ją szalenie i bezgranicznie. W tym przypadku zazdrość się chowała. Jednak gdy myślał, że wróciła do normalności zobaczył ją. W towarzystwie tego kogoś. Zarzuciła mu paranoizm.
- Więc nie mów mi, że byłem nieczuły. Bo w głębi duszy leżałem obok ciebie, w tym przeklętym pokoju i płakałem – rzucił. Zamilkła. Poczuła jak ciepło ponownie goreje w jej ciele. Znowu to samo. Poczuła jak ociera jej łzy. Robił to jak zawsze, delikatnie. Czuła jego skórę. Czuła się oszołomiona. Rozpłakała się. Poczuła jak obejmuje ją ciasno. Wspomnienie o Jakubie zawsze będzie boleć. Pamięta dzień gdy po raz pierwszy wzięła go na ręce. Pamięta dzień gdy postawił pierwsze kroki, gdy powiedział pierwsze słowo. I pamięta dzień gdy policjant powiedział o wypadku. Myślała, że zemdleje. Zemdlała. Pamięta każde słowo. Organy ścigania nie silą się na delikatność. Dosadnie powiedzieli co mieli do przekazania i wyszli. A ona została z nim. Została sama. Miała wrażenie, że to ktoś ją zabił. Jak mogli... poczuła jak gładzi ją po głowie i kołysze. Jak wtedy. Mruczał jej do ucha jakąś mruczankę. Zupełnie jakby się cofnęła o pięć lat w tył.
~*~

Otworzyła oczy zaskoczona. Leżała na kanapie otulona kocem. Przetarła twarz nie wiedząc co się dzieje. Poczuła jak zdrętwiał jej kark. Usiadła. Czuła jak jest opuchnięta. Czuła jak opadają jej powieki. 
- Obudziłaś się – zerknęła na niego zaskoczona. Uśmiechnął się. Tak jak lubiła. Cwaniacko ale jednocześnie tak kusząco. I dwudniowy zarost na twarzy. 
- Co się stało?
- No nasłuchałem się trochę – oznajmił. Uniosła brew. Zajął miejsce obok niej. Pokręcił głową. Nie chciał o tym teraz rozmawiać. Chciał po prostu czuć się jak kiedyś. Tylko przy niej czuł się jak w domu. Gdziekolwiek by był. Cokolwiek robił. Tęsknił za tymi porankami, gdzie ona. W jego pomiętej koszuli znikała w kuchni i wracała po chwili z kubkiem kawy. Siadała na jego udach i opowiadała. O życiu, dniu poprzednim. Uwielbiał gdy wchodził do kuchni, a ona – ubrana tylko w koszulkę i szorty słuchając muzyki tańczyła i gotowała. Uwielbiał ją, za to jaka była. Polska, patriotyczna a dla niego kochana i czuła. Pełna ciepła i chęci słuchania. A teraz? Zgorzkniała i zamknięta w sobie. To co, że wtedy mieli jeszcze dwójkę przed liczbą lat. Objął ją ramieniem i cmoknął czubek jej głowy.
- Nie jesteś głodna? - mruknął. Uwielbiała słuchać jego gardłowego głosu. Pełnego drapieżności i jednocześnie łagodności. 
- Nie – odparła łapiąc jego dłoń. Zerknęła na końcówki tatuażu. Nie wnikała jak bardzo zmieniło się jego ciało. Jak bardzo je zamalował. Podniosła wzrok. 
- Na pewno?
- A co? Chcesz coś zamówić? 
- Nie. Nauczyłem się do czego służy kuchnia – rzucił a ona uniosła brew. Nie wierzyła mu. Przecież tacy jak on, nigdy tego nie robią. 
~*~
Usiadła przed laptopem pod wieczór. Została sama. Brakowało jej, jego obecności ale z drugiej strony nie czuła się komfortowo. Zamknęła oczy i poczuła jak łzy na nowo tam się zagnieżdżają. To, że spędzili ze sobą cały dzień pozwoliło jej zrozumieć, że nie uwolni się od tego co czuła i co czuje. Wsunęła palce we włosy wspierając się na łokciach. Czuła się zupełnie jak kiedyś. Ale teraz rozmawiali. O tym co stało się z nimi przez ostanie pięć lat. Westchnęła cicho. Nie może wracać. Już nie. 
~*~
Zajął miejsce nie przed telewizorem a przed szafą. Nie wiedział po co to jeszcze trzyma. Teraz wie. Z dna wyciągnął małe pudełko. Nie był sentymentalny ale w jej przypadku... Zacisnął zęby. Od zawsze bał się to otworzyć. Ale dzisiaj. Wszystko się zmieniło. Nie mógł przed nią ukrywać wszystkiego. Uniósł wieko ostrożnie. Z bijącym sercem i gorejącym na nowo bólem. Bo nie da się o tym zapomnieć. Zerknął na zdjęcie i coś go tknęło. Ona i on. Pierwszy dzień. To jak go trzymała na rękach, to jak się nim zajmowała. Byłaby wspaniałą matką. Taką jak jego. Wiedział o tym. Poczuł jak zbiera mu się na płacz. Złapał plik zdjęć. Cały album poświęcony tylko Kubie. Jego syn, serduszko najszczersze. Był szczęśliwy. Pamięta ten dzień, gdy zalana łzami zadzwoniła do niego i powiedziała, że jest w ciąży. A on? Roześmiał się. I po kilku minutach był przy niej w szpitalu. Wyniósł ją wtedy na rękach. Pamięta jak śmiała się z nimi pielęgniarka. I pamiętał jak z miesiąca na miesiąc zmienia się. Zamknął oczy.
----------------------------------------
Parsknęła śmiechem zerkając na niego. Jak robi dziwne podchody. Bał się. Widziała to w jego karmelowych tęczówkach. 
- Kochanie – wreszcie straciła cierpliwość. Chichotała w dalszym ciągu. Spojrzał na nią. Wyciągnęła ręce w jego kierunku. Z dnia na dzień, miesiąca na miesiąc wyglądała piękniej. I ten brzuch. Wiedział, że w środku rozwija się jego dziecko. To o czym marzył. Ujął jej dłonie. Po chwili delikatnie spoczęły na jej brzuchu. Uśmiechnął się. Czuł jej miękką skórę i to jak jest napięta. Poderwał się nagle. Jeden kopniak, potem drugi... Jego maleństwo. Chciał cofnąć ręce ale ona trzymała je. Ściągnęła brwi rozbawiona. Szeroki uśmiech wkroczył na jego twarz. Wie, że ono tam jest i, że za jakiś czas będzie z nimi. Ostrożnie uniósł się i pocałował ją. Zamruczała gardłowo. 
- To moje dziecko – szepnął z rozbawieniem.
----------------------------------------
Uśmiechnął się szeroko. Tak bardzo nie mógł się tego doczekać. Zerknął na kolejne zdjęcie. Nie wiedział kiedy Dominika je zrobiła. Ale stało dumnie w jego biurze. Jak trzymał Jakuba na rękach. I to jak patrzył na niego. Westchnął cicho. Dlaczego to musiało skończyć się pół roku później? Zerknął na swoją rękę. Tylko szrama została. To on siedział w samochodzie. To on jechał do niej. To on wracał od swojej mamy. To on... Gdyby został chwilę dłużej inaczej by to było. Czy dalej byłby szczęśliwym ojcem? Nie wiedział. Ale tego wieczoru po raz pierwszy od dłuższego czasu płakał. 

sobota, 12 października 2013

Trzy

Każde miasto ma w sobie wiele uroczych miejsc. Ale jej każda ulica tu kojarzyła się tylko z nim. Nie wiedziała czemu stąpając po rynku czuła mimo woli jego obecność. Czuła się jak pierwszego dnia tutaj. Gdy pokazywał jej miasto. Gdy z fascynacją obserwowała ludzi. Gdy w ciszy postanowiła zawrócić. Nie wiedziała co zrobić. Do pracy wybiera się dopiero jutro. I nie powinna tu być. Zacisnęła zęby. Zatrzymała się przed drzwiami od baru i pchnęła ciężkie drzwi. 
~*~

Czekał cierpliwie. Jeśli miała się pojawić zrobi to teraz. Wiedział doskonale jaki tryb życia miała. Wiedział jak funkcjonowała. Kochała ludzi, słuchać tego szumu i patrzeć na nich. Podniósł wzrok słysząc jak mały dzwonek nad drzwiami zadzwonił a ciężkie drzwi wniknęły do środka. Przetarł zaspany twarz. Był zmęczony. Nie zdrzemnął się w ogóle w nocy. Myślał o tym co powie, co zrobi. Ale w głowie dalej miał okropny mętlik. Nie wiedział jak ma się zachować. Nie wiedział co zrobi. Była kobietą, która nie wymagała od niego niemożliwego. Chciała mieć go tylko przy sobie. Była zazdrosna. Ale działało to w obie strony. Każdy musiał wiedzieć, że ona jest z nim. Mogła rozmawiać z kimkolwiek ale nie chciał widzieć jak z kimś flirtuje. Wiedział, że często robi to specjalnie. Ale nie mógł nic na to poradzić. Nie mógł jej przemówić do rozsądku. Była taka nieokrzesana. I jednocześnie pełna ciepła. Uwielbiała ludzi i ich towarzystwo. Była taka szalona. Uśmiechnął się pod nosem wpatrując się w swoją dłoń. Zamknął oczy. Nie widział jej w tłumie. Nie przyszła. 
~*~
Zakopała się w kocu czując drapanie w gardle. Słuchała w skupieniu głosu po drugiej stronie słuchawki. Złapała za kubek z herbatą, która czekała od kilku minut.
- Tęsknie – usłyszała i poczuła jak wszystko podchodzi jej do gardła. Od zawsze relacje z Krzyśkiem były trudne. Młodszy brat był w nią zapatrzony. Powinien czuć respekt przy Marcinie. Ale nie. Zawsze patrzył na Dominikę. A ona nie wiedziała co ma z tym zrobić. Potem gdy oboje dorośli zrozumieli doskonale o co chodzi. To z nim dalej utrzymywała kontakt. Doskonały kontakt. Przez cały wyjazd na Słowację zaprzepaściła swoje kontakty ze starszym bratem. Ale nim się nie przejmowała. Był władczym, starszym rodzeństwem, które wymaga podporządkowania młodszego. Ale nie ona. Teraz doskonale zdaje sobie sprawę, że mając Patryka nie myślała o rodzinie. Potem gdy została sama zrozumiała, że nie wolno rodziny odsuwać na bok. Rodzice na jej widok zbledli, Marcin dał wyraźnie do zrozumienia, że dobrze im bez niej. A u Krzyśka spędzała wiele czasu. Najpierw w Hamburgu, potem w Manheim i w końcu w Kielcach. To dla niej miał zawsze czas. I ona mu się tym odwdzięczała.

- To weź Weronikę i zapraszam do mnie. Może i mam małe mieszkanie ale damy sobie radę – wyjaśniła czując jak do jej oczu cisną się łzy. 

- Jak będę miał chwilę w przerwach rozgrywek to na pewno – oznajmił. Skręciło ją z bólu. Czyli może na brata czekać kilka tygodni. Ale z drugiej strony. Wiele razy widząc go czuła jak boli ją serce. Nie żałowała niczego. Ale widząc tą pogardę w oczach Marcina płonęła. I to nie dlatego, że on nią gardził. Ale dlatego, że jej rodzice myśleli na pewno tak samo. Chociaż nie mówili tego głośno – tak nakazywało im poczucie rodzicielstwa. O ile takie jeszcze w nich istniało. Dominika może i była w gorącej wodzie kompana, ale wiedziała. Zawsze wewnętrznie czuła, że ma ich oparcie. Jednak w dniu gdy wróciła do domu widziała, że to był szok. Bo pojawił się ktoś, kto przez siedem lat nie pisał, dzwonił. Odciął się. 
~*~
Zrezygnowany wyszedł na ulicę. Nie przyszła. Nie było jej. A może za dużo sobie wyobrażał? Może to nie tak miało być? Może była przejazdem? A może...? Potrząsnął głową. Czy on nadal coś do niej czuje? Nie wiedział. Był z jednej strony zaskoczony, że ona jest tu. A z drugiej coś dziwnego znów się w nim odezwało. Skoro jest to może porozmawiają? Może coś sobie wyjaśnią? Ale z drugiej strony co mają wyjaśniać? Ruszył do samochodu. Nie powinien prowadzić ale chciał wrócić do domu. Dominika – uśmiechnął się pod nosem – Zawsze była spontaniczna. I zawsze ale to zawsze powodowała, że miał ochotę coś robić, wykazać się. 
-------------------------------------
Zerknęła na niego z zaskoczeniem. Stał przed nią z wielkim koszem róż i ani myślał odpuścić. Może i się kłócili ale mimo wszystko. Nigdy nie dawał jej kwiatów. 
- No co? - mruknął. 
- Po co mi te badyle?
- A co mi powiedziałaś wczoraj? Że kwiatów ci nie daję – oznajmił oskarżycielsko. Zacisnęła palce w pięści. Zaraz go czymś zdzieli. I to ciężkim i mocno. Jakim ignorantem musi być. Jak bardzo ją drażni jego zachowanie!
- Bo nie dajesz. Od tak, sam z siebie to nie – burknęła odwracając się. Zazgrzytał zębami. Czyli co? Ma teraz pilnować, żeby kwiaty jej kupić? O nie, nie... tak nie będzie! Nie póki to on tu jest. Zamknęła oczy czując jak obejmuje ją w pasie. 
- Wiesz co mogę ci za to dać? - mruknął. Zacisnęła palce na jego dłoni. Przesunął wargami po jej szyi co sprawiło, że zadrżała. Uśmiechnął się pod nosem. 
- Słucham? - mruknęła gardłowo czując jak zasycha w jej gardle. Cmoknął koniuszek jej ucha. 
- Orgazm. Ale to jaki – rzucił. Zamknęła oczy. Jak ma się na niego wściekać? Jak ma o nim mówić? Jak ma... Nie potrafiła. Był jej gwarancją spokoju i bezpieczeństwa. Nie musi jej kwiatów kupować. Nie musi nic. Aby tylko był. 

-------------------------------------
Wpatrywała się w miasto krocząc powoli jego uliczkami. Trzymała ręce w kieszeni zadzierając czasami głowę. Lubiła czasami spacerować. Spoglądała na ludzi, którzy zawsze gdzieś się spieszyli. A ona miała czas. Nie lubiła się spieszyć. Zresztą nie musiała się spieszyć. Nie miała do kogo i czego. Praca pochłaniała wiele czasu. Znowu była organizatorką wesel. Znowu zajmuje się czymś o czym sama wiele razy marzyła. Poprawiła kaptur by włosy nie wychylały się. Nie lubiła chodzić bez zakrytej głowy albo twarzy. Nie wiedziała skąd jej się to wzięło. Zatrzymała się na przejściu dla pieszych i zerknęła na jezdnię. Kochała miastecki gwar i szum. Strzępki rozmów, muzyki z aut, audycji radiowych. Śmiech dzieci i ich pisk. Teraz mimo wszystko czuła ból. Wiedziała dlaczego. Zamknęła oczy czekając cierpliwie. Nocne spacery od zawsze ją fascynowały. 
-------------------------------------

Zerknął na nią znad książki. Ubrana, trzymała w ręku jego kurtkę. Tupnęła nogą ściągając brwi. Uparła się na jakiś spacer. W środku nocy! Ona jest niemożliwa. 
- No chyba oszalałaś – mruknął. 
- Patek no!! - jęknęła. Tylko ona mówiła do niego w ten sposób. Patek to jedno słowo które kojarzyło się z Dominiką. Które wypowiadała ona, a na jego twarzy gościł uśmiech. 
- Ale po co?
- No wiesz – ściągnęła brwi – Nic tak nie fascynuje jak noc, mrok i ciemność – jej oczy błyszczały. Była bardzo pewna swoich słów i wiedziała co mówi. Chciała, jak jasna cholera. Westchnął. 
- A nie możesz iść sama? - mruknął.
- Oczywiście, że mogę – rzuciła i cisnęła w jego kierunku kurtkę. Odwróciła się. Usłyszał stukot jej obcasów. Zsunął z twarzy kurtkę i wstał. Wiedział, że wyjdzie. A ona wiedziała, że on ruszy za nią. Jego wyobraźnia zaczęła płatać mu figle. Zazdrość pojawiła się znikąd.
- Kocie – rzucił – Czekaj – ruszył za nią. Uśmiechnęła się pod nosem. Po raz kolejny osiągnęła co chciała. Złapała jego dłoń i wyszli na ulicę. 
-------------------------------------
Zaśmiała się cicho kręcąc głową. Łatwo podejść jest ludzi jeśli zna się doskonale ich słabości. A ona znała kilka jego. Dlaczego powrót tu oznaczał jednocześnie powrót do przeszłości? Przystanęła w parku wpatrując się w niebo. Nie bała się niczego i nikogo. Ludzie nie będą w stanie jej skrzywdzić. Nie będą w stanie jej złamać. Znała swoją wartość. Zajęła miejsce na stojącej nieopodal ławce. Wsunęła między usta papierosa i zaciągnęła się dymem. Wypuściła go leniwie z płuc i zerknęła na latarnię, która dawała nikłe światło. Uśmiechnęła się pod nosem. Tu było jej najlepiej. W ciszy mogła zatopić się w tym co w niej szalało. Niepokoju, bólu i zgryzocie. Niepokoiła się tym, że to o czym chciała zapomnieć wrócić. Bolały wspomnienia. Zgryzota wynikała z tego, że nie mogła z kimś o tym porozmawiać. I trawił ją kwas. Zamknęła oczy. Nie była już taka sama. Wszystko się zmieniło. Podniosła się i wrzasnęła zaskoczona. Przed nią stał ktoś. Wiedziała kim jest. Krew z twarzy odpłynęła a sama miała wrażenie, że wrosła się w ziemię. Jak to? Zerknęła na ten zawadiacki uśmiech i ogniki w orzechowych oczach. Ostry zarys żuchwy powodował w niej szybszy puls. 
- Domek – i lekko drapiący głos sprawił, że miała ochotę rzucić się na niego. 
- Co ty...
- A mówili mi, że wróciłaś – odparł. Dominika odsunęła się od niego. Stał niemożliwie blisko. Czuł na pewno jej przyspieszony oddech.
- Co ty tu robisz?
- Spaceruję – o dziwo był spokojny. Nie mógł wyjść z podziwu dla siebie. Patrzył na nią. Jak się zmieniła. Ale dalej była piękna. Uwielbiał jej błękitne tęczówki. I te ciemne włosy, choć teraz były intensywnie czerwone. Ale oczy mówiły o bólu. Odsunęła się od niego. Złapał ją za nadgarstek.
- Porozmawiajmy – poprosił. Czuł jak rośnie w nim napięcie. Dominika wyglądała na przerażoną. A on? Był szczęśliwy. Bo widział ją. Tak jak pięć lat temu. Zamknęła oczy.
- O czym niby? 
- O nas – mruknął. Nie chciał zrobić jej krzywdy. Kochał ją. Kocha!
----------------------------------
Dzień dobry wieczór
Walcząc ze zmęczeniem, zatokami i przygotowaniami jestem i t i u Was :)
Macie wreszcie spotkanie... Ale nikt nie mówi, że będzie lepiej.