Każde
miasto ma w sobie wiele uroczych miejsc. Ale jej każda ulica tu
kojarzyła się tylko z nim. Nie wiedziała czemu stąpając po rynku
czuła mimo woli jego obecność. Czuła się jak pierwszego dnia
tutaj. Gdy pokazywał jej miasto. Gdy z fascynacją obserwowała
ludzi. Gdy w ciszy postanowiła zawrócić. Nie wiedziała co zrobić.
Do pracy wybiera się dopiero jutro. I nie powinna tu być. Zacisnęła
zęby. Zatrzymała się przed drzwiami od baru i pchnęła ciężkie
drzwi.
~*~
Czekał cierpliwie. Jeśli miała się pojawić zrobi to
teraz. Wiedział doskonale jaki tryb życia miała. Wiedział jak
funkcjonowała. Kochała ludzi, słuchać tego szumu i patrzeć na
nich. Podniósł wzrok słysząc jak mały dzwonek nad drzwiami
zadzwonił a ciężkie drzwi wniknęły do środka. Przetarł zaspany
twarz. Był zmęczony. Nie zdrzemnął się w ogóle w nocy. Myślał
o tym co powie, co zrobi. Ale w głowie dalej miał okropny mętlik.
Nie wiedział jak ma się zachować. Nie wiedział co zrobi. Była
kobietą, która nie wymagała od niego niemożliwego. Chciała mieć
go tylko przy sobie. Była zazdrosna. Ale działało to w obie
strony. Każdy musiał wiedzieć, że ona jest z nim. Mogła
rozmawiać z kimkolwiek ale nie chciał widzieć jak z kimś
flirtuje. Wiedział, że często robi to specjalnie. Ale nie mógł
nic na to poradzić. Nie mógł jej przemówić do rozsądku. Była
taka nieokrzesana. I jednocześnie pełna ciepła. Uwielbiała ludzi
i ich towarzystwo. Była taka szalona. Uśmiechnął się pod nosem
wpatrując się w swoją dłoń. Zamknął oczy. Nie widział jej w
tłumie. Nie przyszła.
~*~
Zakopała się w kocu czując drapanie
w gardle. Słuchała w skupieniu głosu po drugiej stronie słuchawki.
Złapała za kubek z herbatą, która czekała od kilku minut.
-
Tęsknie – usłyszała i poczuła jak wszystko podchodzi jej do
gardła. Od zawsze relacje z Krzyśkiem były trudne. Młodszy brat
był w nią zapatrzony. Powinien czuć respekt przy Marcinie. Ale
nie. Zawsze patrzył na Dominikę. A ona nie wiedziała co ma z tym
zrobić. Potem gdy oboje dorośli zrozumieli doskonale o co chodzi.
To z nim dalej utrzymywała kontakt. Doskonały kontakt. Przez cały
wyjazd na Słowację zaprzepaściła swoje kontakty ze starszym
bratem. Ale nim się nie przejmowała. Był władczym, starszym
rodzeństwem, które wymaga podporządkowania młodszego. Ale nie
ona. Teraz doskonale zdaje sobie sprawę, że mając Patryka nie
myślała o rodzinie. Potem gdy została sama zrozumiała, że nie
wolno rodziny odsuwać na bok. Rodzice na jej widok zbledli, Marcin
dał wyraźnie do zrozumienia, że dobrze im bez niej. A u Krzyśka
spędzała wiele czasu. Najpierw w Hamburgu, potem w Manheim i w
końcu w Kielcach. To dla niej miał zawsze czas. I ona mu się tym
odwdzięczała.
- To weź Weronikę i zapraszam do mnie. Może i
mam małe mieszkanie ale damy sobie radę – wyjaśniła czując jak
do jej oczu cisną się łzy.
- Jak będę miał chwilę w
przerwach rozgrywek to na pewno – oznajmił. Skręciło ją z bólu.
Czyli może na brata czekać kilka tygodni. Ale z drugiej strony.
Wiele razy widząc go czuła jak boli ją serce. Nie żałowała
niczego. Ale widząc tą pogardę w oczach Marcina płonęła. I to
nie dlatego, że on nią gardził. Ale dlatego, że jej rodzice
myśleli na pewno tak samo. Chociaż nie mówili tego głośno –
tak nakazywało im poczucie rodzicielstwa. O ile takie jeszcze w nich
istniało. Dominika może i była w gorącej wodzie kompana, ale
wiedziała. Zawsze wewnętrznie czuła, że ma ich oparcie. Jednak w
dniu gdy wróciła do domu widziała, że to był szok. Bo pojawił
się ktoś, kto przez siedem lat nie pisał, dzwonił. Odciął się.
~*~
Zrezygnowany wyszedł na ulicę. Nie przyszła. Nie było jej. A
może za dużo sobie wyobrażał? Może to nie tak miało być? Może
była przejazdem? A może...? Potrząsnął głową. Czy on nadal
coś do niej czuje? Nie wiedział. Był z jednej strony zaskoczony,
że ona jest tu. A z drugiej coś dziwnego znów się w nim odezwało.
Skoro jest to może porozmawiają? Może coś sobie wyjaśnią? Ale z
drugiej strony co mają wyjaśniać? Ruszył do samochodu. Nie
powinien prowadzić ale chciał wrócić do domu. Dominika –
uśmiechnął się pod nosem – Zawsze była spontaniczna. I zawsze
ale to zawsze powodowała, że miał ochotę coś robić, wykazać
się.
-------------------------------------
Zerknęła
na niego z zaskoczeniem. Stał przed nią z wielkim koszem róż i
ani myślał odpuścić. Może i się kłócili ale mimo wszystko.
Nigdy nie dawał jej kwiatów.
- No co? - mruknął.
- Po co
mi te badyle?
- A co mi powiedziałaś wczoraj? Że kwiatów ci
nie daję – oznajmił oskarżycielsko. Zacisnęła palce w pięści.
Zaraz go czymś zdzieli. I to ciężkim i mocno. Jakim ignorantem
musi być. Jak bardzo ją drażni jego zachowanie!
- Bo nie
dajesz. Od tak, sam z siebie to nie – burknęła odwracając się.
Zazgrzytał zębami. Czyli co? Ma teraz pilnować, żeby kwiaty jej
kupić? O nie, nie... tak nie będzie! Nie póki to on tu jest.
Zamknęła oczy czując jak obejmuje ją w pasie.
- Wiesz co mogę
ci za to dać? - mruknął. Zacisnęła palce na jego dłoni.
Przesunął wargami po jej szyi co sprawiło, że zadrżała.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Słucham? - mruknęła gardłowo
czując jak zasycha w jej gardle. Cmoknął koniuszek jej ucha.
-
Orgazm. Ale to jaki – rzucił. Zamknęła oczy. Jak ma się na
niego wściekać? Jak ma o nim mówić? Jak ma... Nie potrafiła. Był
jej gwarancją spokoju i bezpieczeństwa. Nie musi jej kwiatów
kupować. Nie musi nic. Aby tylko był.
-------------------------------------
Wpatrywała
się w miasto krocząc powoli jego uliczkami. Trzymała ręce w
kieszeni zadzierając czasami głowę. Lubiła czasami spacerować.
Spoglądała na ludzi, którzy zawsze gdzieś się spieszyli. A ona
miała czas. Nie lubiła się spieszyć. Zresztą nie musiała się
spieszyć. Nie miała do kogo i czego. Praca pochłaniała wiele
czasu. Znowu była organizatorką wesel. Znowu zajmuje się czymś o
czym sama wiele razy marzyła. Poprawiła kaptur by włosy nie
wychylały się. Nie lubiła chodzić bez zakrytej głowy albo
twarzy. Nie wiedziała skąd jej się to wzięło. Zatrzymała się
na przejściu dla pieszych i zerknęła na jezdnię. Kochała
miastecki gwar i szum. Strzępki rozmów, muzyki z aut, audycji
radiowych. Śmiech dzieci i ich pisk. Teraz mimo wszystko czuła ból.
Wiedziała dlaczego. Zamknęła oczy czekając cierpliwie. Nocne
spacery od zawsze ją fascynowały.
-------------------------------------
Zerknął
na nią znad książki. Ubrana, trzymała w ręku jego kurtkę.
Tupnęła nogą ściągając brwi. Uparła się na jakiś spacer. W
środku nocy! Ona jest niemożliwa.
- No chyba oszalałaś –
mruknął.
- Patek no!! - jęknęła. Tylko ona mówiła do niego
w ten sposób. Patek to jedno słowo które kojarzyło się z
Dominiką. Które wypowiadała ona, a na jego twarzy gościł
uśmiech.
- Ale po co?
- No wiesz – ściągnęła brwi –
Nic tak nie fascynuje jak noc, mrok i ciemność – jej oczy
błyszczały. Była bardzo pewna swoich słów i wiedziała co mówi.
Chciała, jak jasna cholera. Westchnął.
- A nie możesz iść
sama? - mruknął.
- Oczywiście, że mogę – rzuciła i cisnęła
w jego kierunku kurtkę. Odwróciła się. Usłyszał stukot jej
obcasów. Zsunął z twarzy kurtkę i wstał. Wiedział, że wyjdzie.
A ona wiedziała, że on ruszy za nią. Jego wyobraźnia zaczęła
płatać mu figle. Zazdrość pojawiła się znikąd.
- Kocie –
rzucił – Czekaj – ruszył za nią. Uśmiechnęła się pod
nosem. Po raz kolejny osiągnęła co chciała. Złapała jego dłoń
i wyszli na ulicę.
-------------------------------------
Zaśmiała
się cicho kręcąc głową. Łatwo podejść jest ludzi jeśli zna
się doskonale ich słabości. A ona znała kilka jego. Dlaczego
powrót tu oznaczał jednocześnie powrót do przeszłości? Przystanęła
w parku wpatrując się w niebo. Nie bała się niczego i nikogo.
Ludzie nie będą w stanie jej skrzywdzić. Nie będą w stanie jej
złamać. Znała swoją wartość. Zajęła miejsce na stojącej
nieopodal ławce. Wsunęła między usta papierosa i zaciągnęła
się dymem. Wypuściła go leniwie z płuc i zerknęła na latarnię,
która dawała nikłe światło. Uśmiechnęła się pod nosem. Tu
było jej najlepiej. W ciszy mogła zatopić się w tym co w niej
szalało. Niepokoju, bólu i zgryzocie. Niepokoiła się tym, że to
o czym chciała zapomnieć wrócić. Bolały wspomnienia. Zgryzota
wynikała z tego, że nie mogła z kimś o tym porozmawiać. I trawił
ją kwas. Zamknęła oczy. Nie była już taka sama. Wszystko się
zmieniło. Podniosła się i wrzasnęła zaskoczona. Przed nią stał
ktoś. Wiedziała kim jest. Krew z twarzy odpłynęła a sama miała
wrażenie, że wrosła się w ziemię. Jak to? Zerknęła na ten
zawadiacki uśmiech i ogniki w orzechowych oczach. Ostry zarys żuchwy
powodował w niej szybszy puls.
- Domek – i lekko drapiący
głos sprawił, że miała ochotę rzucić się na niego.
- Co
ty...
- A mówili mi, że wróciłaś – odparł. Dominika
odsunęła się od niego. Stał niemożliwie blisko. Czuł na pewno
jej przyspieszony oddech.
- Co ty tu robisz?
- Spaceruję – o
dziwo był spokojny. Nie mógł wyjść z podziwu dla siebie. Patrzył
na nią. Jak się zmieniła. Ale dalej była piękna. Uwielbiał jej
błękitne tęczówki. I te ciemne włosy, choć teraz były intensywnie czerwone. Ale oczy mówiły o bólu.
Odsunęła się od niego. Złapał ją za nadgarstek.
-
Porozmawiajmy – poprosił. Czuł jak rośnie w nim napięcie.
Dominika wyglądała na przerażoną. A on? Był szczęśliwy. Bo
widział ją. Tak jak pięć lat temu. Zamknęła oczy.
- O czym
niby?
- O nas – mruknął. Nie chciał zrobić jej krzywdy.
Kochał ją. Kocha!
----------------------------------
Dzień dobry wieczór
Walcząc ze zmęczeniem, zatokami i przygotowaniami jestem i t i u Was :)
Macie wreszcie spotkanie... Ale nikt nie mówi, że będzie lepiej.
To jest genialne! A ja to tak bardzo lubię!
OdpowiedzUsuńDominika wiele przeszła i myślę, że rozłąka z rodziną boli najbardziej. Mimo wszystko rodzice na pewno wciąż w nią wierzą, a Marcin.. to po prostu taki typ człowieka. Poukładany, spokojny, stanowczy. Ona jest całkiem inna i dlatego nie potrafią się dogadać. Dobrze, że chociaż jest Krzysiek.
Mam wrażenie, że Dominika zagubiła się w swoim uczuciach. Powrót w miejsce, z którym wiążemy wiele wspomnień, niekoniecznie tych dobrych, boli. Patryk wciąż ją kocha, ale teraz pytanie czy Lijewska jego też? Mimo wszystko mam nadzieję, że chociaż porozmawiają.
Ale świetny rozdział! Opisy i wstawki z przeszłości - cudo! Dawno czegoś nie czytałam z takim zaciekawieniem.
OdpowiedzUsuńI jest Krzysio. Wygadałaś mi się, więc nie jestem zaskoczona tym, że Marcin traktuję Dominikę z pogardą, ale i tak jestem zła na niego. I na rodziców Lijewskich również. Jak można tak traktować swoje dziecko? Wiem, że swoim nieodzywaniem się do nich ich zraniła, ale to wciąż jest ich córka - która będzie wracać do domu po pomoc. I oni powinni jej pomóc.
Już myślałam, że się nie spotkają. A tu proszę! Jestem ciekawa, co powie Patryk. I co na te słowa zrobi Doma. I bardzo dobrze, że nie będzie kolorowo.
Pozdrówki! :)
Mam wrażenie, że oni oboje są strasznie samotni. A razem tworzyli by całość. Podobały mi się te powroty do przeszłości. A końcówka- świetna. W końcu się spotkali i w końcu porozmawiają, o ile ona się zgodzi - bo powinna. Jestem ciekawa ich dalszej relacji. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHej! Informuję, że na dortmund-story pojawił się kolejny rozdział, na który serdecznie zapraszam :)
OdpowiedzUsuń